Poznaj sztukę zdejmowania masek, gdy świat żąda odpowiedzi
Pytanie "Kto ty jesteś?" potrafi być jednym z najtrudniejszych, jakie słyszymy. Często kryje się pod nim presja: co osiągnąłeś, ile zarabiasz, jak radzisz sobie z życiem? Kiedy codzienność przytłacza, a w sercu pojawia się pustka, to pytanie może boleć. Mamy wrażenie, że musimy udowodnić swoją wartość, pokazać, że "dajemy radę", że jesteśmy kimś ważnym. Dzisiejsza Ewangelia przynosi ogromną ulgę, ponieważ pokazuje, że wcale nie trzeba wchodzić w te role.
Jan Chrzciciel, zapytany przez elitę religijną o swoją tożsamość, nie próbuje budować swojego wizerunku. Nie chwali się sukcesami, nie tworzy marki osobistej. Zamiast tego robi coś niezwykle uwalniającego: mówi, kim nie jest. "Nie jestem Mesjaszem. Nie jestem Eliaszem". To lekcja dla każdego, kto czuje się przygnieciony oczekiwaniami innych. Nie trzeba być zbawicielem swojej rodziny, herosem w pracy ani kimś, kto ma rozwiązanie na każdy problem. Świat się nie zawali, jeśli po prostu będziemy sobą – ze swoimi ograniczeniami i brakami.
Głos na pustyni wystarczy, aby zmienić rzeczywistość
Kiedy zdejmiemy z siebie ciężar bycia "kimś wielkim", zostaje to, co najprawdziwsze. Jan określa się mianem "głosu wołającego na pustyni". To obraz bardzo bliski każdemu, kto przechodzi przez trudny czas. Pustynia to miejsce samotności, braku punktów oparcia, czasem cierpienia po stracie. Ale to właśnie tam głos słychać najwyraźniej.
Może się wydawać, że w chwilach kryzysu nie mamy nic do zaoferowania. Ewangelia mówi co innego. Nawet na życiowej pustyni można być "głosem". Nie trzeba być Światłem – wystarczy na nie wskazywać. Nie trzeba mieć w sobie potęgi – wystarczy cicha wierność. Twoja obecność, proste gesty dobroci, a nawet szczere przyznanie się do bezradności, mogą stać się dla kogoś "prostowaniem ścieżek". Warto docenić swoją obecność tu i teraz, bez wyrzutów sumienia, że to "za mało".
Bóg jest ukryty w tłumie naszych spraw
Najbardziej poruszające zdanie w tym tekście brzmi: "pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie". To słowa skierowane do ludzi religijnych, którzy teoretycznie powinni wiedzieć wszystko o Bogu. A jednak Go nie widzieli. To zdanie jest jak plaster na serce dla każdego, kto czuje duchowy dystans.
Często wydaje się, że Bóg milczy, że odszedł, że Go nie ma w naszym bólu. Jan Chrzciciel zmienia tę perspektywę. To, że Go nie "czuć" lub nie "widać", nie oznacza, że Go nie ma. On stoi pośród nas – w naszej codzienności, w trudnych emocjach, w ludziach, których mijamy. Nierozpoznany Bóg jest obecny w samym środku chaosu. Świadomość tego faktu pozwala odzyskać odrobinę spokoju. Nie trzeba Go szukać za górami i lasami, nie trzeba wspinać się na wyżyny mistyki. Wystarczy uwierzyć, że jest tuż obok, nawet gdy zmysły mówią co innego.
Ta pokora nie poniża, ale wyzwala
Słowa o "rozwiązywaniu rzemyka u obuwia" mogą brzmieć jak samoponiżenie, ale w ustach Jana są wyrazem zachwytu. To moment, w którym człowiek uznaje: "Jest Ktoś większy ode mnie, kto trzyma to wszystko w rękach". To koniec szarpania się z życiem. Skoro jest Ktoś potężniejszy, kto "idzie po nas", można przestać kontrolować każdy aspekt rzeczywistości.
Oddanie sterów nie jest porażką. Jest aktem zaufania. Pozwala odetchnąć i powiedzieć: "Ja tylko podlewam, ja tylko prostuję ścieżkę, ale to On przynosi życie". Taka postawa zdejmuje z barków ciężar odpowiedzialności za zbawienie świata i pozwala skupić się na małych krokach.
Sprawdź, co można z tym zrobić
Aby ten tekst stał się częścią życia, warto spróbować małych zmian w myśleniu:
- Praktykuj mówienie "nie jestem". Gdy pojawia się presja bycia idealnym rodzicem, pracownikiem czy chrześcijaninem, warto w duchu powiedzieć: "Nie jestem Bogiem. Mam prawo nie wiedzieć, mam prawo być zmęczonym". To przynosi wolność.
- Poszukaj Boga w "nieznanym". Kiedy dzień wydaje się szary i pusty, spróbuj pomyśleć: "On tu stoi, pośród tych spraw". Nie musisz nic czuć, wystarczy to pomyśleć. To akt wiary.
- Doceń swój "głos". Nawet jeśli sił jest mało, dobre słowo powiedziane komuś bliskiemu lub cicha modlitwa to wystarczające świadectwo. Nie potrzeba wielkich czynów.
Warto pamiętać, że pustynia to nie koniec drogi, ale miejsce, gdzie Bóg przygotowuje nowe otwarcie.
A Wy jak myślicie, czy łatwiej jest wam definiować siebie przez to, kim jesteście, czy przez to, kim nie musicie być?