Zachowaj cichą obecność w świecie, który ciągle czegoś od nas wymaga
Być może wchodzisz w ten Nowy Rok z poczuciem, że powinieneś czuć radość i ekscytację, a w środku czujesz jedynie zmęczenie lub cichy lęk przed tym, co przyniesie przyszłość. Dzisiejsza Ewangelia jest jak delikatny dotyk dla każdego, kto czuje się przytłoczony. Pasterze przybiegli z pośpiechem, pełni energii i nowin, ale wzrok Ewangelisty zatrzymuje się na kimś innym. Zatrzymuje się na Maryi, która wcale nie biegnie. Ona trwa.
Dla kobiety takiej jak Ty, która niesie na swoich barkach ciężar codzienności, stratę lub rozczarowanie, postawa Maryi jest zaproszeniem do odpuszczenia. Nie musisz dzisiaj niczego udowadniać. Nie musisz mieć gotowego planu na ten rok ani tryskać energią, której nie masz. Możesz, tak jak Ona, po prostu być przy Jezusie ze wszystkim, co masz w sercu – nawet jeśli jest to ból i niezrozumienie.
Opanuj sztukę składania pękniętego serca w całość
Ewangelia mówi, że Maryja „zachowywała wszystkie te słowa i rozważała je w swoim sercu”. Greckie słowo oznaczające rozważanie to symballein – dosłownie: składać razem kawałki, które do siebie nie pasują. To jest obraz dla Ciebie. Twoje życie może wydawać się teraz rozsypaną układanką: tu jest cierpienie, tam jest wiara, tu jest nadzieja, a tam rozczarowanie. Często wydaje się nam, że te rzeczy się wykluczają.
Maryja pokazuje, że wiara nie polega na tym, że wszystko od razu rozumiemy i czujemy się świetnie. Wiara to odważna zgoda na trzymanie tych wszystkich kawałków razem w obecności Boga. Możesz przynieść Mu swój lęk o jutro i jednocześnie swoją nadzieję. Nie musisz wybierać. W Jej sercu zmieścił się ubogi żłób i obietnica aniołów. W Twoim sercu też jest miejsce na Bożą obecność, nawet pośród trudnych emocji. To „rozważanie” to nie intelektualna analiza, ale czułe przytulenie własnego życia takim, jakie ono jest.
To Imię nie ocenia, ale ratuje
Ewangelia kończy się momentem nadania Imienia. Jezus. To imię oznacza „Bóg zbawia”. Dla osoby zranionej, która czuje się „niewystarczająca” w swojej wierze, to Imię jest najbezpieczniejszą przystanią. Nadanie imienia odbyło się podczas obrzezania – a więc w momencie, gdy popłynęła krew, gdy pojawił się ból. To niezwykle ważny sygnał.
Jezus nie przychodzi tylko do Twoich chwil sukcesu i duchowych uniesień. On wchodzi w to, co boli. Jego Imię zostało wypowiedziane nad Jego cierpieniem, abyś Ty mogła wypowiadać je nad swoim. Kiedy czujesz, że nie masz siły się modlić, że słowa grzęzną Ci w gardle, wystarczy to jedno Imię. Ono nie wymaga od Ciebie teologicznej poprawności ani bycia „silną kobietą”. Imię Jezus to obietnica, że nie musisz ratować się sama, bo Ktoś inny wziął to na siebie.
Masz prawo do bycia w procesie
Mija osiem dni od narodzin do nadania imienia. Bóg działa w czasie. Często chcielibyśmy, aby ulga przyszła natychmiast, aby sens wrócił w jednej chwili. Ewangelia pokazuje jednak, że życie z Bogiem to proces. Maryja, Józef, pasterze – oni wszyscy potrzebowali czasu, by zrozumieć, co się dzieje.
Daj sobie ten czas. Nie oskarżaj się, że Twoja wiara jest „nierówna” lub że czujesz dystans. To naturalny etap drogi. Jesteś w dobrym miejscu, bylebyś – tak jak pasterze i Maryja – pozostała skierowana w stronę Dziecka. Nie musisz nic mówić, wystarczy, że tam będziesz.
Sprawdź, co możesz zrobić w tej sytuacji
Zamiast narzucać sobie rygorystyczne postanowienia, spróbuj małych gestów czułości dla swojej duszy:
- Znajdź chwilę na ciszę bez oczekiwań. Usiądź wieczorem na 5 minut. Nie musisz odmawiać różańca, jeśli nie masz siły. Po prostu powiedz: „Jestem, Jezu. Jestem ze wszystkim, co we mnie trudne”.
- Wypowiadaj Imię Jezus jak oddech. W chwilach lęku lub pustki powtarzaj w myślach Jego Imię. Niech ono będzie jak kotwica, która trzyma Cię przy brzegu.
- Zauważ małe okruchy dobra. Pasterze wrócili wielbiąc Boga za to, co widzieli. Spróbuj na koniec dnia znaleźć jedną, malutką rzecz (uśmiech, ciepła herbata, promień słońca), w której ukrył się Bóg. To buduje nadzieję.
Niech ten rok nie będzie rokiem walki, ale rokiem powrotu w ramiona Tego, który kocha bez warunków.
A Wy co myślicie o tym, czy łatwiej Wam znaleźć Boga w wielkich wydarzeniach, czy w cichym trwaniu przy Nim?